Wycisnął statek jak cytrynę

Lipiec we Wrocławiu nie pozostawia mieszkańców i gości miasta bez muzyki. Tak też było w deszczowy piątek (29.07.23), gdzie trafiłem na kolejną odsłonę Kina organowego NFM. Tym razem rzecz cała była połączona z 23. Międzynarodowym Festiwalem Filmowym mBank Nowe Horyzonty w kinie o powyższej nazwie, którego gmach, nota bene, mieści się stosunkowo niedaleko Narodowego Forum Muzyki, choć nie jest z niego widoczny.

Obejrzeliśmy tym razem komedię Marynarz na dnie morza z 1924 roku autorstwa legendarnego Bustera Keatona. Na organach NFM grał Karol Mossakowski, organista o światowej renomie, doceniany szczególnie mocno we Francji, gdzie jako pierwszy zagraniczny wirtuoz pełni funkcję organisty tytularnego kościoła Saint-Sulpice w Paryżu. Ów Saint-Sulpice to niezwykła bazylika, przepastna, zawsze tonąca w mroku, niosąca w sobie dziedzictwo mistyczno – purytańskiej sekty jansenistów. Jej cienie z pewnością sprzyjają wyobraźni, nic zatem dziwnego, że jest Karol Mossakowski cenionym improwizatorem. Jego akompaniament do Męczeństwa Joanny d’Arc, wykonany podczas Festiwalu Lumière w Lyonie w 2017 roku, został wydany na płycie DVD przez Gaumont-Pathé. W Kinie organowym NFM zobaczymy zresztą niebawem to ekspresjonistyczne dzieło. Przez trzy sezony był też Mossakowski rezydentem Radio France, którego wydawnictwo muzyczne Ocora błyszczy w mojej kolekcji arcyciekawymi nagraniami klasycznej muzyki z różnych stron świata. Ocora wydała też ścieżkę dźwiękową do Salonu muzycznego Satyajita Raya, którego dzieła w niemałej ilości są prezentowane podczas festiwalu w Nowych Horyzontach.

Filmy nieme nieodmiennie kojarzą się nam z akompaniamentem na fortepianie lub pianinie. Wielu wybitnych pianistów i kompozytorów dorabiało grając w kinie, czasem nawet stawiali w nim pierwsze kroki, jeśli chodzi o publiczne wykonywanie muzyki. Mi do głowy natychmiast przychodzą nazwiska Rosjan – Światosława Richtera, genialnego pianisty i jednego z największych neoklasycystów – Dymitra Szostakowicza. Dodajmy, że Richter pochodził z Ukrainy i należał do prześladowanej mniejszości niemieckiej. Jego ojciec został zapewne zamordowany przez bezpiekę. Szostakowicz zaś miał tragiczne problemy ze swoją Lady Makbet z mceńskiego powiatu, która została zaatakowana bezpośrednio przez Stalina za niezgodny z duchem Karola Marksa nierobotniczy formalizm. Po śmierci Stalina kompozytor stał się nawet przewodniczącym Związku Kompozytorów Radzieckich, nie wiadomo zatem, jak to było z jego faktycznym „cichym oporem”.

Tymczasem na stronie zapowiadającej koncert czytamy:

Na początku do udźwiękowiania filmów na żywo angażowano pianistów, niektóre kina stać było też na opłacanie zespołów muzycznych, a nawet orkiestr. Pojawiła się jednak inna alternatywa. W 1914 roku prawa do budowy organów teatralnych według pomysłu Anglika Roberta Hope-Jonesa przejęła amerykańska firma Wurlitzer. Jej fabrykę opuściło prawie dwa i pół tysiąca instrumentów i lwia część spośród nich trafiła właśnie do kin. Wynalazek dotarł z czasem także do Polski. Pod koniec lat dwudziestych oryginalny amerykański instrument zamontowano w warszawskim kinie Colosseum. W podobnym czasie organy polskiej konstrukcji trafiły też do kina Słońce w Poznaniu.

I w sumie nic w tym dziwnego. Organy wydają się być jeszcze lepsze od fortepianu jeśli chodzi o oddawanie wszelkich możliwych odczuć związanych z prezentowanym w kinie obrazem. Jedynym problemem w czasach kina niemego był koszt tego potężnego instrumentu, jak i nie mniej kosztowne problemy związane z jego instalacją.

Buster Keaton w swojej komedii wycisnął opuszczony statek, na którym dzieje się akcja filmu, do końca. Jak cytrynę, co zapowiedział nam związany z festiwalem filmowym Sebastian Smoliński. W przypadku kina niemego humor jest w dużej mierze zjawiskiem choreograficznym, jednak Buster Keaton był wyjątkowy. W filmie nie ma ani jednego gagu tak banalnego jak poślizg na skórce od banana, zaś nieliczne komentarze i dialogi wyświetlane na planszach są arcyzabawne. Fabuła jest niemal surrealistyczna, co jest ogólną wadą filmów niemych, którą przełamują tylko nieliczne dzieła. Jednak tym razem w całej absurdalności sytuacji nie ma niezręcznych „małych” absurdów wynikających z pośpiechu i niespójności scenariusza. Muszę przyznać, że na tle współczesnych komedii, często przesiąkniętych coraz bardziej nachalną propagandą „ważnych tematów” i poprawności politycznej, Buster Keaton był oknem na zupełnie inny świat, w którym komedie były naprawdę zabawne, nie służyły zaś wiecom ideologicznym.

Karol Mossakowski natomiast zaskoczył mnie niepomiernie. Na mojej szafce czeka wydana przez NFM i CDAccord rewelacyjna płyta zawierająca dzieła na orkiestrę i organy Francisa Poulenca i Josepha Jongena (bardzo mnie zaskoczył ten mało znany twórca!). Fonogram aż skrzy się od gęstej, organowej inwencji. Takie są oczywiście prezentowane na nim dzieła, ale też i wykonawstwo kąpie się wręcz w cudownym, organowym (neo)rokoku (nawiązuję oczywiście do sztuk plastycznych, bo w samej muzyce rokoko raczej ograniczyło gęstość organowego przepychu). Tymczasem do filmu Bustera Keatona Mossakowski grał tak, jak naprawdę grywano w kinach międzywojnia. Partia muzyczna, oparta o lekkie taneczne i salonowe motywy z tych czasów, była całkowicie służebna wobec filmu. Nigdy nie dominowała wspierając obraz. Taka dyskretna improwizacja, jakby pozbawiona tak ukochanego przez wielkie piszczały ego, wydaje się być wielką sztuką. Komedia mnie wciągnęła, nie umiałem niemal oddzielić wrażeń budowanych przez srebrny ekran od tych wyrażanych przez potężne słupy powietrza instrumentu majestatycznie wznoszącego się nad nami. A przecież rezydent tajemniczego Saint-Sulpice bynajmniej nie oszczędzał potężnych, subbasowych tonów. Mimo wolumenu były one dla nas pomostem wiodącym nas w czasie sto lat wstecz, do epoki, w której umiano robić komedie.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *