Warto poświecić garść rozważań nie tyle treści najnowszej książki Karen Armstrong (Spór o Boga) co istocie prezentowanego przez nią zagadnienia. Dziś bóg jest bowiem na wszystkich niemal ustach: nie tylko (co byłoby uzasadnione) duchownych różnych wyznań, ale zwłaszcza polityków, osób publicznych, celebrytów. Czy więc nie jest absolutną prawdą teza jakoby bóg umarł ? Teza którą głosili w XIX wieku Karol Marks, Fryderyk Engels, Ludwik Feuerbach, Fryderyk Nietsche (w różnych kontekstach) czy bardziej nam współcześni: Harvey Cox, Gabriel Vahanian, Paul van Buren, Thomas J.J. Altizer. Czy powrót religijnego sacrum na salony świata, salony intelektualnej debaty, salony polityczne, salony naukowe i pospolitej codzienności jest zjawiskiem nieodwracalnym i realnym ? I co w takim razie nam, ludziom XXI wieku grozi z racji sakralizacji – czy raczej: (de-sekularyzacji) – na powrót przestrzeni publicznej ? Czy należy spodziewać się powrotu religijnych konfliktów na kształt tych jakich Europa już w swej historii nie raz doświadczała ? Czy to jest właśnie syndrom nawrotu starych, złych średniowiecznych i renesansowych (bo nietolerancyjnych, nienawistnych i emocjonalnie niezrównoważonych) dekad ?
Te i inne dylematy można mnożyć czytając tę frapującą pozycję książkową. Autorka dozując wielopłaszczyznową argumentację i plastycznie pokazując temat prowadzi czytelnika do określonych wniosków.
Prawda leży pośrodku – może dlatego wszystkim zawadza
ARYSTOTELES ze Stagiry
Znana i kontrowersyjna publicystyka, badaczka i propagatorka różnych tradycji sakralno-religijnych jaką jest Karen Armstrong w książce SPÓR O BOGA (CZYM NA PRAWDĘ JEST RELIGIA ?) daje nam ponieść się rozważaniom nad nie tyle istotą boga – jakby sugerował tytuł – co nad dylematem czym jest religia w ogóle. I przy okazji zastanowić się nad problemem dlaczego we współczesnym świecie fundamentalizm religijny świeci coraz to nowe triumfy, zdobywa coraz to nowe terytoria i okupuje (w mentalności społeczeństw w) coraz to nowe połacie, do tej pory zarezerwowane dla racjonalizmu, pragmatyzmu, empiryzmu. Czyli dla spraw wywiedzionych bezpośrednio z Oświecenia. Czyżby rację mieli dyskutanci cyklu programów emitowanego dotychczas w www.racjonalista.tv mówiący o zbliżaniu się nowe go Średniowiecza ?
Trzeba dodać że są to rozważania będące kontynuacją wcześniejszych dociekań Karen Armstrong (znanych z takich bestsellerów jak chociażby: W imię Boga czy Historia Boga). Uważana jest ona za jeden z największych autorytetów w dziedzinie religioznawstwa. Jej warsztat intelektualny charakteryzuje się przede wszystkim niezwykłą dyscypliną i bogactwem treści (często zaczerpniętych z różnych pól, tradycji, tożsamości, doświadczeń czy płaszczyzn), ale także humanistycznym, holistycznym spojrzeniem na problematykę religii jako zjawiska ważnego (i kreatywnego) dla człowieka. Ważnego od zarania dziejów ludzkiego gatunku. To właśnie spojrzenie i narracja dialogowa przynosi jej w epoce dramatycznych napięć o podłożu religijnym uznanie i splendor.
Armstrong stwierdza, że o bogu mówi się dziś bardzo wiele, ale powierzchownie, w sposób miałki, beztreściowy, nijaki. Przeważnie w kontekście kulturowo-politycznym, rzadziej – ekonomicznym. A na pewno w aspekcie doraźnych, instytucjonalnych korzyści dla wspólnot reprezentujących odpowiednie denominacje. Pisze we wstępie książki rzecz niezwykle kontrowersyjną, zwłaszcza w kontekście klimatu polskich dyskusji na tematy związane najszerzej z zagadnieniami religijno-kulturowymi: „Wszyscy się dziwią, gdy im mówię że nie można nazywać Boga Najwyższym Bytem bo wcale nie jest bytem i tak naprawdę nie bardzo wiemy, co mamy na myśli, kiedy mówimy Bóg jest dobry, mądry czy roztropny”. Ta myśl jest niezwykle bliska idei, wypowiedzianej przez niezwykle popularnego w końcu XX wieku w środowiskach katolików otwartych, progresywnych, zdecydowanych zwolenników Vaticanum II, jezuitę Anthony de Mello, a brzmiącej: „O Bogu mówi się milcząc”.
Autorka za naczelną zasadę wszystkich religii (przede wszystkich tych światowych i monoteistycznych zarazem), jako wytworów człowieka, jako społecznego fenomenu (trwałego – jak do tej pory – w dziejach naszego gatunku i towarzyszącemu homo sapiens od zarania jego historii) uznaje tzw. złotą zasadę. Złota zasada jest zdaniem Armstrong uniwersalnym przesłaniem obecnym we wszystkich wyznaniach, zwłaszcza w monoteizmach wywodzących się z regionu Bliskiego Wschodu (czyli z obszaru o jednolitych tradycjach kulturowo-cywilizacyjnych): judaizm, chrześcijaństwo i islam mają wbrew temu co dziś się obserwuje (i co prześledzić możemy w historii) bardzo, bardzo wiele wspólnego. Złotą zasadę najlepiej oddaje przypowieść talmudyczna o znanym rabinie Hillelu (80 r.p.n.e – 30 r.n.e.) , propagatorze wiary mojżeszowej jako zdecydowanego prymatu Ducha nad Literą, który w kontakcie z poganinem pytającym go o esencję Tory (efektem miałoby być nawrócenie tego poganina na judaizm) miał odpowiedzieć; „Nie czyń drugiemu co tobie nie miłe. Oto cała Tora, reszta to komentarz. Naucz się tego dobrze”.
Ta zasada jest także podstawą myśli – tu: filozofia, polityka, nauka – a nade wszystko całego, holistycznego w swym wyrazie systemu stworzonego przez Arystotelesa, który na wieki opanował sposób myślenia wpierw Hellenów, potem – Rzymian, a dziś – zachodnich Europejczyków (czego najlepszym dowodem jest istnienie Unii Europejskiej i triumfy kultury Zachodu).
W końcowej części książki Autorka zwraca uwagę na problem religijności w Europie Zachodniej. To nas, Europejczyków, winno najbardziej interesować. W II połowie XX wieku nastąpił bowiem dramatyczny, ilościowy i jakościowy, spadek religijności i uczestnictwa ludności Starego Kontynentu w obrzędowości sakralnej . Wszystkie denominacje chrześcijańskie uważające siebie za źródło kultury europejskiej doznały olbrzymiego spadku zaufania, znaczenia i tego co tworzyło ich do tej pory koronny prestiż w życiu społeczeństw Starego Kontynentu: przestały wpływać na społeczne preferencje ludzi, przestały odpowiadać na pytania czym jest życie, co jest w nim ważne, jakie wartości dla Europejczyków mają kluczowe znaczenie, po co się żyje, czym jest w codziennej egzystencji sacrum ? Laicyzacja, sekularyzacja, desakralizacja mogły – i były – lec u podstaw teorii śmieci Boga. Sądzono (m.in. myśliciele i naukowcy wymienieni we wstępie niniejszego materiału) – na co skrupulatnie zwraca uwagę Autorka (pokazując plastycznie jak przebiegały owe procesy) – iż ów trend, owe doświadczenia, owa tendencja rozszerzą się na cały świat. Jednak były to tylko jak współcześnie widzimy pobożne życzenia; od Maroka po Indonezję, od północnych stoków Kaukazu po Komory i Malediwy, od Afganistanu i Pakistanu po Kenię, Mali i Nigerię, półwysep Arabski i Centralną Azję, Turcję i Bośnię, Sandżak oraz enklawy muzułmańskich emigrantów zamieszkujących w Europie widać wzrost zaangażowania i aktywności – tu muzułmanów, a zwłaszcza islamistów (czyli upolitycznionej wersji religii Mahometa) – na każdym polu codziennego życia wspólnoty. Dotyczy to akurat islamu ale ten trend obserwuje się także w obrębie judaizmu (ortodoksyjni Żydzi stają się – w Izraelu, USA czy Europie – coraz bardziej agresywni i natarczywi w żądaniach poszerzania udziału i wpływu ich tradycji na prawo, życie codzienne, kulturę), chrześcijan (fundamentalizm wielu denominacji protestanckich – np. zielonoświątkowcy, baptyści czy ewangelikanie – dorównuje fundamentalizmowi jaki opanował katolicyzm od pontyfikatu Jana Pawła II). Tendencja ta jest o tyle niebezpieczna co opresyjna w swoim wyrazie. Niesie sobą ksenofobię, nietolerancje, nienawiść do Innego, a w dalszej perspektywie – agresję, przemoc, terroryzm (tego uczą nas doświadczenia ostatnich – i nie tylko –dekad dziejów XX – i XXI –wiecznej cywilizacji człowieka).
Zresztą na ów problem zwracał wielokrotnie uwagę znakomity polski znawca tematyki religioznawczej Michał Horoszewicz, twierdzący, iż sekularyzm i laicyzacja Europy (przede wszystkim Zachodniej) to ewenement na światowej mapie religijności. To raczej europejski – czy szerzej ujmując: zachodni – ateizm, agnostycyzm, sekularyzacja życia codziennego, zanik znaczenia tradycyjnie pojmowanego sacrum w codziennym życiu winien być badany jako element niekompatybilny z uniwersalną strukturą jaką jawi się dziś homo religiosus. Współczesny homo religiosus jest raczej egzemplifikacją epoki masowej komunikacji, niczym nieokiełznanych namiętności, afektów i zaspokajanych na każdym kroku (indywidualizm i egotyzm współczesnego człowieka) potrzeb czy zachcianek. Sacrum jest więc współcześnie formą obrazka, manifestacją aktualnej potrzeby dania upustu swoim namiętnościom, miłości czy adoracji przedmiotu bądź osoby kultu. Refleksji, zastanowienia, wyciszenia, introwertyczności, zadumy – na to nie ma czasu w chaosie, anarchii czy pośpiechu dnia dzisiejszego. I może to są postmodernistyczne przeżycia religijne ?
Bo wszystko współcześnie jest na chwilę, na tu i teraz, w biegu i pędzie. Jutro – będziemy się martwić potem, pojutrze – to wieczność która nas nie dotyczy (albo może nas nie dotyczyć). Tak oto profanuje się – post-modernizuje się – religijna przestrzeń publiczna (a z nią – indywidualna sfera sacrum).
Dziś, jako to opisuje Karen Armstrong, przez świat przetacza się fala opresyjnego religianctwa. Fanatyzm, fundamentalizm, ostre namiętności religijnej proweniencji, purytanizm połączony z nienawiścią do Innego są w cenie. I nie tylko – jak prezentują to media – jest to immanencja islamu, choć tu terroryzm, dogmatyzm i skrajny konserwatyzm jest najbardziej widowiskowy i widoczny. Chrześcijańskie bojówki utwierdzane przez charyzmatycznych duchownych (coraz liczniejszych) w żarliwej miłości swego boga, a w nienawiści do boga Innych, mordują muzułmanów w Nigerii, Republice Środkowej Afryki, we wschodnich Indiach (tzw. „siedem siostrzanych stanów”), na południu Filipin tak samo jak islamiści na Sumatrze, Mindanao i Jolu, nad Nigrem, w Somalii, Sudanie czy Etiopii. Zabójstwa Palestyńczyków na okupowanych przez Izrael terenach arabskich dokonywane przez ortodoksyjnych wyznawców judaizmu, to jest przez „osadników z Zachodniego Brzegu Jordanu” mają taki sam wydźwięk moralny jak bomby detonowane przez szahidów w miastach Izraela, Iraku, Afganistanu lub na przedpolach Kaukazu. Religia jest tu genezą, źródłem, praprzyczyną tych nienawiści i uzasadnieniem takich (a nie innych) zachowań – indywidualnych i zbiorowych. Ortodoksja, purytanizm, fanatyzm nakładają istotny kaganiec na wizerunek boga funkcjonujący w głowach osób o skłonnościach – jakby rzekł Erich Fromm – autorytarnych. A stąd bardzo blisko do fundamentalizmu.
Autorka konkluduje: „Większość chrześcijańskich fundamentalistów jest przekonanych, że Żydzi i muzułmanie pójdą do piekła, a buddyzm, hinduizm i taoizm powstały z podszeptu diabła. Źydowscy i muzułmańscy fundamentaliści zajmująpodobne stanowisko – i jedni i drudzy jedynie własną tradycję uważają za prawdziwą wiarę”. Jakie to dalekie od sentencji cytowanego wcześniej rabina Hillela. Wszystko, zwłaszcza w sprawach wiary religijnej (tak subiektywnego i niedookreślonego zjawiska) jest, powinno być, tylko komentarzem. A potem – interpretacją.
Kolejna książka Karen Armstrong jest frapującą i niezwykle zajmującym spacerem intelektualnym przez dzieje ludzkiego postrzegania Boga. A tym samym wycieczką w historię ludzkiej kultury. I to nie tylko dla specjalistów-religioznawców, etnologów czy antropologów. Treść tekstu pokazuje doskonale ewolucję pojęcia boga na przestrzeni dziejów naszego gatunku, a te zmiany (co wyraźnie widać) są adekwatne do środowiska kulturowo-cywilizacyjnego w jakim przyszło ludziom, w danym momencie historycznym i politycznym, żyć. Warto odbyć ten spacer. Zachęcam gorąco do sięgnięcia po tę pozycję książkową wszystkich osoby zainteresowane. To moim zdaniem elementarz humanisty (i racjonalisty) współczesnego, XXI – wiecznego, świata.
Karen ARMSTRONG, Spór o Boga (czym naprawdę jest religia ?), Warszawskie Wyd. VIK, Warszawa 2011, ss. 408, z języka angielskiego tłumaczyła Barbara Cendrowska
mówi się w sposób miałki, bo też nie ma o czym gadać. Podziwiam religioznawców; ile bełkotu muszą przetrawiać w swej pracy…
Religioznawstwo porównawcze, które w jakimś sensie uprawiam, jest wdzięczniejsze 😉
samo przyglądanie sie wpływom religii na społeczeństwa jest b. ciekawe, ale religia jako tak jest strasznie nudna