Taki właśnie tytuł nadał swej najnowszej płycie Zbigniew Pilch, znany obecnie wrocławskim i nie tylko wrocławskim melomanom jako koncertmistrz Wrocławskiej Orkiestry Barokowej. Na płycie jednak nie ma orkiestry, są samotne skrzypce. Skrzypce solo stanowią zupełnie inny żywioł niż skrzypce będące instrumentem solowym w koncercie lub też stanowiące cząstkę całości w zespole kameralnym lub w orkiestrze.
Skrzypce, wynurzając się samotnie z przestrzeni i ciszy muszą stworzyć samodzielnie całą architekturę utworu i dedykowaną mu opowieść. Ich dźwięk staje się wyraźnym łukiem rozpostartym w czasie „dziania się” muzyki, a dla budowania potrzebna jest też im polifonia, zwłaszcza w muzyce późnego baroku i klasycyzmu, która stanowi sedno płyty Pilcha.
Zbigniew Pilch postanowił ukazać na swoim solowym albumie ciemniejszą stronę oświecenia. Jego inspiracją była postać w masce prześladująca Mozarta w opowiadającym o nim filmie „Amadeusz” Miloša Formana. Różnie można tę postać rozumieć. Ja widzę w niej alegorię kolejnych wrót do ludzkiego indywidualizmu. Człowiek miał bowiem kiedyś znacznie bardziej kolektywną świadomość niż obecnie. Był przede wszystkim cząstką grupy, elementem społecznej hierarchii, cichym sługą większych od siebie i bezrefleksyjnym panem tych, co sytuowali się niżej. Sztuka buntowała się przeciwko tym podziałom najbardziej chyba skutecznie. Po raz pierwszy w dobie renesansu, gdzie nagle „rzemieślnicy piękna”, zamiast działać cicho i bezimiennie w swoich cechach stali się „humanistami”, potężnymi gwiazdami myśli, woli i czynu swojej epoki. Kolejnym przechodzeniem z anonimowej i bezpiecznej masy w stronę samotnego „ja” twórcy były epoki oświecenia i romantyzmu. Mozart i Beethoven byli pierwszymi wielkimi muzykami, którzy rzucili wyzwanie swoim potężnym mecenasom i zaczęli tworzyć na własne konto i również dla samych siebie. Oznaczało to, obok wolności, ogromne problemy i twardą walkę o przetrwanie. Mroczna postać w masce u Formana i ta z okładki i z opisu płyty Zbigniewa Pilcha jest dla mnie alegorią tej wzniosłej samotności, która z jednej strony pozwala na twórczą ewolucję w sztuce (jak i w nauce również), z drugiej zaś odcina twórcę od jego społecznego plemienia, stawia go na widoku wszystkich, narażając go zarówno na sławę jak i na upadek.
Aby ukazać tak poważną rewolucję w muzyce, trzeba świetnego skrzypka. Zbigniew Pilch na swej płycie gra rewelacyjnie, cały czas rozpościerając elegijne muzyczne mosty nad brzegami świetnej akustyki Sali Czerwonej NFM. Jego interpretacje cechuje powaga i potężny epicki dźwięk, w którym żarzą się jakby gasnące ognie przemijających nieuchronnie tonów. Artysta gra oczywiście na skrzypcach barokowych, z odpowiednim dla przedstawianych utworów smyczkiem.
Wielkim atutem płyty „Oświecony wirtuoz” jest też repertuar. Możemy się dzięki niej spotkać z bardzo ciekawym twórcą Johanem Helmichem Romanem (1694 – 1758), zwanym „szwedzkim Händlem”. Jego Assagio à Violino Solo BeRi 310 brzmi jednak bardziej po Bachowsku. Mamy tu świat niespokojnych, tanecznych medytacji rozwijających się w zwolnionym czasie i przechodzących w motoryczne zapamiętanie. Bardzo dobrze spotkać się z wybitnym twórcą nie wywodzącym się z kluczowych dla muzyki klasycznej obszarów, takich jak Włochy, Austria, Niemcy i Francja.
Kolejnym większym utworem na płycie jest I Sonata g-moll Ivana Khandoshkina (1747 – 1804). Jest to zupełnie wyjątkowe dzieło w muzyce rosyjskiej, bo na następne sonaty na skrzypce solo trzeba było czekać aż do XX wieku. Tym bardziej zadziwia bogactwo środków wyrazu zastosowane w tym utworze, który nadal ma w sobie wiele z estetyki późnobarokowej, lecz wzbogaconej o specyficzną, wyjątkową wręcz barwność emocjonalną, w której jest też słowiańska uczuciowa wylewność, również przechodząca w motoryczne pasaże zabudowujące ciszę.
Trzecim dziełem na srebrnym krążku jest Partite für Violine allein Friedricha Wilhelma Rusta (1739 – 1840). Utwór nawiązuje do arcydzieł Jana Sebastiana Bacha na skrzypce solo, lecz estetykę późnego baroku uzupełnia o możliwości wyrosłe z muzyki klasycyzmu.
Urozmaiceniem dla tych trzech większych utworów są na płycie Pilcha trzy mniejszych rozmiarów dzieła. Wśród nich zachwyca techniczną ekwilibrystyką Kaprys nr. 23 Paganiniego, gdzie niezwykłe środki techniczne ukazują zupełnie niecodzienny, niemal surrealistyczny świat dźwiękowy. Paganiniemu towarzyszy na płycie inny włoski wirtuoz – Federigo Fiorollo, żywy dowód na to, że nie tylko Paganini muzycznie kaprysił, choć jednak nikt nie był w swoim kapryszeniu tak śmiały i oryginalny jak on.
Na końcu płyty mamy swoisty bis, czyli utwór z nieco innej beczki. Jest nim dokonana przez Pilcha aranżacja arii Lascia ch’io pianga z opery Rinaldo Händla. Stanowi ona piękne zakończenie płyty, łagodzące medytacyjny i poważny nastrój elementami liryzmu.