Średnio raz na miesiąc ma miejsce w Narodowym Forum Muzyki koncert ukazujący twórczość artystów spoza kręgu kultury europejsko – amerykańskiej, lub też muzyków ludowych. Ostatnie dwa koncerty, na których miałem przyjemność być, poświęcone były muzyce z Mali i Gambii – dwóm wielkim śpiewaczkom Rokii Traore i Sonie Jobarteh. 24 lutego 2018 roku usłyszeliśmy w NFM zupełnie inny świat, należący do rozległych lasów północy. Maarja Nuut pochodzi z Estonii. Gra na fideli i śpiewa. Nie jest typową śpiewaczką ludową czy folkową. Łączy ludowe tańce, pieśni i opowieści z elektroniką. Używa przede wszystkim dogrywania na bieżąco poszczególnych ścieżek dźwięku i zapętlania ich. Tym zapętlaniem muzycznych fraz wpisuje się w modny w krajach bałtyckich minimalizm. Wiosną 2013 r. Maarja Nuut wydała swój debiutancki album Soolo, który wzbudził duże zainteresowanie krytyków. Drugi album Maarji Nuut, Une meeles, pojawił się na rynku wiosną 2016 roku.
Maarja Nuut / fot. Reene Altrovo
Koncert Maarji Nuut można nazwać muzycznym stand – up’em, albo mającą liczne elementy literackie monodramą. Ale może przede wszystkim artystka wcieliła się w funkcję archetypicznego bajarza. Jej opowieści miały z jednej strony intymny i introwertyczny charakter, sięgając wspomnień i prywatnej wrażliwości, z drugiej zaś ukazane zostały nam też mroczne baśnie, czy też ballady. W tle za artystką wyświetlana była prezentacja zawierająca przetworzone filmy ukazujące las Północy. Pasowało to do charakteru muzyki, przywodzącej na myśl słońce północnych krain unoszące się nisko nad horyzontem, oświetlające rozległe pustkowia mórz i lasów.
Maarja Nuut zazwyczaj nagrywała krótką frazę wokalną lub graną na fideli, po czym na tle jej zapętlenia snuła opowieść, aby po jej końcu zacząć śpiewać, piętrząc nad tą prostą minimalistyczną frazą złożoną i dobrze wyważoną harmonię wielu głosów. Czasem w tej harmonii przewijały się egzotyczne dla nas skale estońskiej muzyki tradycyjnej. Innym razem Maarja Nuut sięgała tylko po formę instrumentalną, budując ją z nakładających się na siebie dźwięków fideli, używanego również jako instrument szarpany. Raz użyła swoistej perkusji. Po nałożeniu na siebie kilku warstw dźwięków Fidelowych zaczęła na specjalnej desce tańczyć, szurać i wirować. Stworzyło to nader ciekawy rytm kroków, odbicie ludzkiego ciała w przestrzeni. Artystka objaśniła nam, że do tego wirowego tańca zainspirował ją polski oberek.
Koncert Maarji Nuut wydał mi się bardzo ciekawy. Z różnych działań artystki otrzymaliśmy intrygujące pejzaże dźwiękowe, mające w sobie coś z ludowej muzyki estońskiej, ale też z minimalizmu i nastrojów Arvo Pärta. Nie było banalnych folkowych zagrywek, typu gitara grająca na akordach w stylu „harcerskie ognisko”, ani też rytmu rodem z popu, na który decyduje się wielu muzycznych folklorystów by być bardziej lubianymi. Występ Maarji Nuut był na pograniczu muzyki etnicznej i eksperymentalnej, jednakże, z drugiej strony, owa eksperymentalność nie okazała się nadmiernie subiektywna przez co trudna dla niejednego słuchacza. Maarja Nuut dobrze uświadamiała sobie znaczenie zestawień poszczególnych zapętlonych głosów, była wprawną kompozytorką tworzącą muzykę na naszych oczach. Podobało mi się to, aczkolwiek północny introwertyzm tej muzyki może być wyzwaniem dla miłośników „południowego ognia”, takiego jak choćby włoska opera czy muzyka Vivaldiego.