Nie ma chyba silniej utrzymującego się mitu bon sauvage niż w przypadku Indian amerykańskich. Nie chodzi tylko o to, że Karl May uznał plemię złodziei – Apaczów za bohaterów, a innych bardziej wojowniczych za tchórzy, ale o romantyczne skojarzenia z Indianami w ogóle, i jak one się rozwiewały, choć nigdy nie rozwiały do końca. Niemal każdy piszący o USA, autor europejski czyni z losu Indian akt oskarżenia wobec białych Amerykanów. Ich spostrzeżenia mają zwykle niewielką wartość poznawczą, i pod tym względem sytuują się gdzieś przy powieściach Karla Maya. Tocqueville przeżył małostkowośc i cwaniactwo Indian jako wielkie rozczarowanie. Jego rodak piszący półtora stulecia później, francuski liberalny autor żydowskiego pochodzenia Bernard-Henri Levy podobnie zareagował na jawny antysemityzm indiańskich wodzów i nieodwzajemnioną miłośc żywodskich profesorów do Native Americans. Lévy porównuje rozczarowanie Tocqueville’a nędzną posturą i niskim morale Indian z Buffalo, z własnym doświadczeniem w tym względzie – widokiem Indian dających się urabiać tanimi sztuczkami senatora Toma Daschle’a, wspomnina też, rozmowę z Russelem Meansem, Indianinem-antysemitą wkurzonym na Żydów za zdominowanie dyskursu ofiary (Lévy 2007, s. 72-73), co Lévy’ego jako Żyda-sympatyka Indian dotyka niczym zimny prysznic.
Jak każdy niemal autor europejski Geert Mak ma miękkie serce wobec Indian (Mak 2014, s. 307), ciagle wzdycha nad ich losem i nad tym, że z Amerykanie mało korzystają z ich kultury rolnej czy filozofii życiowej (Mak 2014, s. 321), Czy widział „Przystanek Alaska” („Northern Exposure“)? Co do polityki, przecież Indianie popierali Brytyjczcyków i Kanadyjczyków i zawsze (i w 1776 i w 1814) byli przeciw USA, i tak więc może należy się Amerykanom pochwała, że ich zupełnie nie wytępili, jak to uczynili Rosjanie z wieloma ludami Syberii. Dziś żyje w USA dwa razy tyle Indian co w XVIII wieku.
Na koniec – komentarz Hanny Silver z Facebooka: „…W wielu tzw rezerwatach indiańskich, federalne wladze nie maja wstępu. W przypadku morderstw, samorządy nie radzą sobie zupełnie.Jest plaga morderstw, gwałtów i generalnie przemocy. Jednak nie jest to temat zbyt czesto podejmowany…”.
May po raz pierwszy odwiedził USA dopiero w 1908 roku, już po napisaniu swoich dzieł dziejących się na Dzikim Zachodzie. Nieznajomość realiów miejsc akcji kompensował dobrym przygotowaniem teoretycznym, fantazją i kreatywnością.