Brexit. Kogo krępuje UE?

Anglicy czuli się skrępowani, przyblokowani, ograniczeni i wybrali wolność. Tak rozumieją ten akt prowadzący kampanię i głosujący za wyjściem. No i wyszli – można teraz odrzucić ograniczenia, zamanifestować swoją świeżo odzyskaną wolność i wreszcie się mentalnie odblokować.

Mamy dzień drugi i kolejne zaskoczenie, dla mnie i dla wielu. Nie spodziewaliśmy się Brexitu. Nie spodziewaliśmy się dezorientacji, mieszanych uczuć i rozważań o półbrexicie czy może nawet ćwierćbrexicie w obozie, który zatriumfował. Dziś do listy rzeczy których się nie spodziewaliśmy możemy dziś dopisać falę otwartego, triumfalnego rasizmu na ulicach, w sklepach, w autobusach, w mediach społecznościowych, w szkołach.

– Z czego się tak, cieszysz, przecież jedziesz do domu? – pytają klienci uśmiechniętą, polską kelnerkę.
– Tu jest Anglia, obcokrajowcy macie 48 godzin, żeby stąd spierdalać. Czy są tu jacyś obcokrajowcy? – krzyczy facet w Tesco
– Wysiadajcie i idzie się pakować – mówi starsza pani do Polki z dzieckiem w autobusie linii 134.
– Nie powinieneś tu być, głosowaliśmy żeby pozbyć się takich jak wy – mówi pasażer do polskiego pracownika portu lotniczego.

Dostaje się nawet jakimś przypadkowym walijczykom w Londynie, których pewien cockney pewnie z racji ich twardego akcentu uznaje za cudzoziemców i mówi, że co prawda głosowaliśmy za wyjściem z UE ale tak naprawdę powinniśmy głosować za wyrzuceniem was wszystkich z Wielkiej Brytanii. To w sumie ciekawe, bo może tu po części da się namierzyć źródło tej nadmiernej frustracji? Chcieliśmy się po prostu was pozbyć, Pakisów, Polaków i innego robactwa, a musieliśmy przez to aż wyjść z UE. To niesprawiedliwe. Niesławne kartki „Leave the EU. No more Polish Vermin” są też po części zabawne, bo pokazują zdezorientowanie autora w kwestii kto co opuszcza i czy opuszczenie jest aktem pozostania, czy może pozostanie aktem opuszczenia. Najwyraźniej wydaje mu się, że głosował za opuszczeniem Unii przez Polaków poprzez ich wyjazd do domu.

vermin
Widzimy więc wyraźniej tych najbardziej skrępowanych i ograniczonych przynaleźnością UK do EU. Właśnie zdjęto im kagańce i świętują wolność. Będą eksperci, komentatorzy, intelektualiści, pojawią się słowa typu 'świadomość zbiorowa’, 'imperialne sentymenty’, czy 'klasa robotnicza’. Nikt natomiast nie powie, że czerpanie wiedzy o świecie prawie wyłącznie z Daily Maila równa się wyprany mózg. Bo to grozi procesem o zniesławienie.

Brytyjczycy to zupełnie normalni ludzie, tacy jak my, jedni mądrzejści, jedni głupsi, jedni dociekliwi, jedni naiwni. Daily Mail osiągnął wielki sukces, uderzając w pewien sentyment i kreując codzienną dawkę historii potwierdzających, że cokolwiek się dzieje, to wina imigrantów. Przestrzeń informacyjną można dziś traktować jako rynek narracji, gdzie wygrywają te szczególnie spójne, wyraziste i emocjonalne. Prawda, z racji swojej złożoności, banalności i niejednoznaczności, to wróg każdej narracji. Daily Mail ma długą historię schlebiania konserwatywnym sentymentom, szczególnie tym które chcą przywrócić porządek w zepsutym i rozpasanym świecie. W latach 30-tych Daily Mail drukował trumfalne artykuły na temat faszystów („Hurra Czarnym Koszulom”). Można powiedzieć, że jest to gazeta o długiej historii bycia po złej stronie historii. Krytykowali Picassa, równouprawnienie kobiet i Churchilla, a chwalili Hitlera.

Wpływ Daily Maila na demografię, która zadecydowała o Brexicie jest naprawdę duży. Nie wińmy więc ludzi, czy tam narodowego charakteru Anglików, a przyjrzyjmy się jaką władzę mają nad pewnymi demografiami media. I znowu – nie sugeruję tu żadnych głupich spiskowych teorii – proces informowania jest dziś procesem czysto komercyjnym i kieruje się głównie marketingową filozofią pozycjonowania. Zidentyfikujmy grupę docelową, zdefiniujmy sumę ich strachów i piszmy to co chcą usłyszeć. Jeżeli grupy jeszcze nie ma, albo jest mała, stwórzmy ją, skonsolidujmy – utwórzmy sobie rynek.

Gdy media wykonają już ciężką pracę konsolidującą grupę docelową, politycy mogą zacząć zastanawiać się, czy tak ładnie zdefiniowana i uformowana światopoglądowo demografia potrzebuje swoich politycznych wyrazicieli. I tak za produktem medialnym, czyli narracją, idzie produkt polityczny – partia, ruch, frakcja itp.

Jest demokracja i niby każde poglądy i narracje mogą znaleźć wyraz w mediach i poszukać swoich odbiorców. Problem polega jednak na tym, że podobnie jak rynku, skuteczne narracje szybko wypychają te mniej skuteczne i zaczynają dominować.

Przypominiała mi się historia ojca pewnej Amerykanki, który w przeciągu miesiąca został radykalnym republikaninem. Wszystko przez roboty drogowe. Zamknęli jakiś odcinek drogi i musiał dojeżdzać do pracy objazdem. Niestety jedyną stacją radiową jaka odbierała na objeździe była jakaś biało-chrześcijańsko-konserwatywna rzeźnia. Wystarczył miesiąc, mózg przypadkowo wyprany. Przypadłość raczej nieuleczalna.

Dziś, ci którym przez ostatnie 20-30 lat Daily Mail tłumaczył rzeczywistość, mają swój dzień niepodległości o zapachu kryształowej nocy. Rodzi się pytanie czym jest demokracja i czym jest wolność w świecie przenicowanych umysłów?

O autorze wpisu:

    1. Nie uważam. Myślę że jest pewna grupa, która głosowała za wyjściem, a nie ma nic do imigrantów, o ile uczciwie pracują i płacą podatki. Ten tekst jest o czymś innym, o tym co moim zdaniem 'wygrało’ i zadecydowało o Brexicie.

      Alternatywy zawsze są, ale raczej w długim okresie (dziesiątki lat). Gospodarka nie jest sterowana przez państwo, wręcz przeciwnie jest coraz bardziej niezależna i globalna i nie działa tak, że ktoś mówi: 'przestańmy handlować z tymi a zacznijmy teraz z tamtymi’ i zaczynamy tak robić. Boris Johnson nie pójdzie do Leylanda i nie powie heeej robimy anglosferę – weźcież no posprzedawajcie troche w Australii.

      W tym momencie 50% wymiany handlowej UK to EU. Anglosfera to nie wiem ile pewnie z 20%. Odległość i lokalizacja są wciąż bardzo ważne mimo globalizacji

      1. W punkt! Wszystkie nasze potrzeby, które zaspokajamy ekonomicznie są lokalne a nie globalne. Gospodarka globalna jest używana jako słowo wytrych które ma odbierać prawo do domagania się zwracania uwagi na swoje potrzeby tu i teraz. I nie jest to populizm a po prostu fakt. Odrzucenie jednego projektu, nawet nie globalnego a regionalnego jest przez Brexitowców postrzegana jako przejaw tej globalizacji. Oczywiście na fali nacjonalizmów można komuś wmówić „Believe in Britain!” (nota bene super religijne kredo!) i o podbojach zamorskich ale to jest tylko ułuda i autorzy tego hasła doskonale zdają sobie z tego sprawę.

    2. 36% labour i 58% torysów głosowało za exitem, więc to akurat nieprawda. Ale prawda że labour spodziewali się lepszego wyniku i dali solidnej dupy

  1. Ponownie ciekawy tekst. Rzeczywiście UK jest ojczyzną tabloidów i może obecna sytuacja jest pokłosiem tej historii.

    1. Sun i Daily Mail prowadziły ostrą kampanie probrexitową, a ich czytelnictwo wzięte razem przekracza pewnie kilka razy Guardiana, Timesa czy cokolwiek normalniejszego. Coś w tym pewnie jest – pamiętam że nawet 20 lat temu, gdy pierwszy raz pojechałem do UK, rzuciło mi się że w głównym wydaniu newsów telewizyjnych było strasznie mało polityki, większość już wtedy wypełniały taboidowe 'historie z życia ludzi’, a dużo innych programów to jakieś tam tabloidowe reportaże.

    2. Również gratuluję tekstu i dodam, że wnioski wydają się dość uniwersalne, szczególnie jeśli chodzi o rolę mediów w dzisiejszych demokracjach.

      1. Tomexie to wsyzstko sentymenty ku pokrzepieniu zranionych unijnych serc… a nie poważna analiza choc chwilami ciekawe. Taaa najlepiej wszystko zwalic na tabloidy, a nie na ewidentne bledy UE…

    3. brak wam wyobraźni politycznej stosujecie eurochciejstwo UK znow bedzie handlowac gownie z anglozoną jak przed 1973 i tyle. UE mówi, że UE da sobie radę lepiej niż UK, a cóż ma UE mówić nam obywatelom UE? Oczywiście myli się. UK ma zdrowszą gospodarkę obecnie, więc wygra – znajdzie lepszych partnerów (USA, ANZUS) i tyle, sorry mr Juncker…

    1. Z tego co widze raczej 30% niż 65%. No i lata 60 to przede wszystkim drastyczny spadek wymiany z Commonwealth, dekada gospodarki UK która zostaje z tyłu za szybciej rozwijającymi się Niemcami, Francją i USA i dekada dwóch odrzuconych aplikacji UK o przyjęcie do EWG. Napiszę może coś więcej o Commonwealth bo temat ciekawy.

      researchbriefings.files.parliament.uk/documents/SN06497/SN06497.pdf

  2. UE mówi, że UE da sobie radę lepiej niż UK, a cóż ma UE mówić nam obywatelom UE? Oczywiście myli się. UK ma zdrowszą gospodarkę obecnie, więc wygra – znajdzie lepszych partnerów (USA, ANZUS) i tyle, sorry mr Juncker…

  3. Obecny kryzys polityczny w UE i UK wskazuje ze
    problem emigracji nawet wewnatrz Europy wymaga
    ostroznosci bo latwo winic przybyszy z innego kraju
    za niedostatki ekonomii i inne trudnosci egzystencji.
    Jesli Anglicy maja zastrzezenia wobec Polakow
    ktorzy bronili W Brytanie w ich najczarniejszej historycznie sytuacji w 1940 i 41 roku to jaka szanse maja przybysze reprezentujacy zupelnie obca kulture i wartosci?
    Szokujaca odpowiedz jest ze szanse Muzulmanow sa lepsze .Angielska elita intelektualna, media i politycy zdolali przekonac wielu Brytyjczykow ze krytyka Muzulmanow lub Islamu to rasizm .Natomiast uprzedzenia wobec Polakow sa dozwolone.
    Jesli sytuacja we Francji i w Niemczech jest podobna to
    Polska musi stworzyc w kraju warunki pracy i zycia na tyle atrakcyjne aby Polacy nie emigrowali .Nieliczne
    wyjazdy wyksztalconych ludzi celem zdobycia doswiadczenia w takich firmach jak European Airbus lub Merceses Benz sa korzystne dla Polski pod warunkiem ze po kilku latach ludzie wracaja do kraju.Tak robia Chinczycy w USA.Ucza sie technologii ,zarzadzania i jezyka w USA i wracaja do Chin .To USA wyksztalcilo techniczna elite chinska ktora rzadzi Chinami.Jest to idealna forma pastriotyzmu.
    Japonczycy dla odmiany sprowadzili wykladowcow i ekspertow z USA i stworzyli u siebie „technology transfer”.Troche inna metoda ale podobny wynik.
    Emigracja robotnikow i ludzi bez zawodu powoduje problemu za granica jak tez w kraju.
    Za granica tacy ludzie odbieraja prace lokalnym mieszkancom a w kraju zaczyna brakowac rak do pracy.
    Dopoki UE nie stanie sie jednym krajem z jednym jezykiem i rzadem dopoty emigracja musi byc wysoce selektywna i ograniczona do wyjatkow a nie masowa.
    Jesli chodzi o Muzulmanow to mozna im pomagac przez
    „technology transfer” aby budowali u siebie lepsze zycie.
    Sprowadzanie ich do Europy w stylu pani Merkel jest
    traktowaniem Muzulmanow jak nieodpowiedzialne dzieci ktore wymagaja kierowania ich zyciem poza granicami ich ktrajow. Paradoksalnie to jest wyrafinowany rasizm. Mozna to nazwac Merkelrasizm .Merkel uwaza ze robi Muzulmanom przysluge . W rzeczywistosci przedluza ich uposledzenie i nedze.Nie ladnie z jej strony.
    Jak mowi przyslowie: zamaist dac biednemu rybe naucz go jak sie lapie ryby.Amerykanie nauczyli Japonczykow tak dobrze lapac ryby ze teraz kupuja ryby od japonskich firm. Mam na mysli elektronike , samochody i roboty.
    To samo mozna zrobic dla Syryjczykow, Irakijcztkow i innych biedniejszych narodow.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *