Elektroniczna altówka

 

Musiałem niestety zrobić sobie bolesną dwudniową przerwę od festiwalu Musica Electronica Nova 2017, bo pech chciał, że miałem konferencję Europejskiej Federacji Humanistycznej, a jeszcze większy pech chciał, że byłem jej współorganizatorem. Oczywiście konferencja nie była pechowa, wręcz przeciwnie, ale szkoda, że nie można być w dwóch miejscach na raz jak rzekomo bywał Satya Sai Baba. Dodam na swoją obronę, że kupiliśmy bilety dla uczestników konferencji na jeden z pierwszych koncertów MEN 2017, wychodząc z założenia, iż progresywny humanista powinien wspierać progresywną muzykę. Część osób uciekła, ci co zostali byli (słusznie) zachwyceni, zwłaszcza Symfonią Wrocławską Elżbiety Sikory. 

Wrócmy jednak do głównego wątku. Skąd mi przyszedł do głowy ów indyjski szarlatan Satya Sai Baba (z całym szacunkiem dla tego pięknego kraju)? Otóż moje dotychczasowe doświadczenia z elektronicznymi smyczkami były napędzane przede wszystkim genialnym artyzmem Shankara, skrzypka z południowych Indii (nie mylić z sitarzystą Ravim Shankarem), należącego do legendarnego rodu Subramanianów. Shankar grał nie tylko klasyczną muzykę indyjską (może niestety…), ale w swoich klasycznych dokonaniach między innymi dla odważnej firmy ECM naprawdę porywał! Polecam.

 

 

Nasze (euro)klasyczne elektroniczne smyczki są inne. Uciekamy od potęgowania piękna dźwięku, idąc w stronę szumów, szmerów, masywnych bloków dźwiękowych. Cieszymy się rozmaitością dźwiękowych faktur i odrywamy się od typowych cech nieelektronicznego brzmienia.  Taki przynajmniej portret altówkowo – elektronicznego brzmienia przekazał nam spiritus movens całego przedsięwzięcia – eletroaltowiolista Rafał Zalech. Dodam, że na MEN każdorazowo odbywa się festiwalowy koncert Wrocławskiego Oddziału ZKP, który zostaje poświęcony jednemu instrumentowi. Wokół tego instrumentu (tym razem wokół altówki elekronicznej) powstają nowe kompozycje. Rafał Zalech zaprezentował nam zatem nowy sposób gry na tym instrumencie, stworzył też specjalne oprogramowanie, w tym system sensorów i kontroler. Na altówce nie musiał grać tylko smyczkiem czy palcami po strunach. W jego systemie możliwe stało się „odczytywanie pozycji palców na każdej strunie w bardzo wysokiej rozdzielczości i niskiej latencji”. Wydaje się też, że przy niektórych ustawieniach całej elektronicznej maszynerii samo usytuowanie altówki w przestrzeni wpływało na rodzaj dźwięku, ale za to głowy nie dam.

 

 

Wrocławski Oddział ZKP prowadził warsztaty z Rafałem Zalechem.  Dzięki nim kompozytorzy mogli poznać możliwości instrumentu i oprogramowania.  W ten sposób powstało siedem kompozycji, z których większość jest zbliżona do siebie w pewnych aspektach brzmieniowych i nawet formalnych, co z pewnością świadczy o wpływie samej techniki Zalecha na kompozytorską wyobraźnię. Wpływie bardzo pozytywnym, dodam już na wstępie.

Jeden z kompozytorów, Cezary Duchnowski, nie zdołał przygotować na tę okazję swojego utworu.  Szkoda, gdyż jest on już bardzo znany w naszym kraju dzięki współpracy z kompozytorką Agatą Zubel (jedną ze sławniejszych wrocławianek opisujących świat (z pewnością nie tylko) nutami).

Kolejność utworów na wstępie zmieniono, ja zaś byłem na tyle zafascynowany bogactwem pomysłów wrocławskich kompozytorów, że jej nie zapisałem. Dlatego opiszę moje wrażenia nie po kolei.  

Wielkie wrażenie na całej zgromadzonej publiczności zrobił utwór samego Rafała Zalecha VIOLE[nce] + Voice (2017). Był to jedyny utwór posiadający także partię wokalną, którą realizowała Katarzyna Dziewiątkowska, także kompozytorka związana z Wrocławiem, którą w arkana muzyki elektronicznej wprowadzał wspomniany już Cezary Duchnowski. Utwór zaczynał się od wyrażanych głosem zniekształconym przez megafon, mikrofony i elektronikę mlaskań, trzasków, stuków. Tak też się ramowo kończył. Towarzyszyły temu podobne brzmienia uzyskiwane przez altówkę elektroniczną. Przypominało to muzykę konkretną, odgłosy konkretnej przestrzeni realnej, odpowiednio przetworzone i reedytowane. Było to dość niesamowite, niepokojące wręcz, ale bez wątpienia wciągało w muzyczną narrację.

W środku utworu pojawiły się innego typu efekty. Ukazały się  naszym uszom wyraźnie zarysowane przebiegi melodyczne, głos momentami stawał się śpiewem, krzykiem, czy też mową, zaś altówka wchodziła w bardziej już nawiązujące do tradycyjnego stylu gry pasaże, które były modyfikowane brzmieniowo, jak też przyspieszane i spowalniane. Pisząc to co piszę mam ten komfort i dyskomfort, że nie przeczytałem dziesiątków stron intrygujących rozważań na temat tego utworu, które na pewno powstały lub powstaną z ręki znawców muzyki nowej prowadzących choćby pismo Glissando (polecam, podobnie jak płyty skrzypka Shankara). Mogę zatem oddać się zupełnie swobodnym skojarzeniom, co też uczynię, ku radości jednych i potępieniu drugich. Utwór kojarzył mi się z genialnym opowiadaniem Lovecrafta „Muzyka Ericha Zanna” (polecam!). W tym opowiadaniu również ktoś wychodzi z chaosu niepokojącej codzienności przyciągnięty odległą harmonią niemożliwie pięknej i wirtuozerskiej gry na skrzypcach.  W pewnym momencie okazuje się jednak, iż za harmonią kryje się jeszcze większa przemoc niż za chaosem i że lepiej nie dociekać (jak to u Lavecrafta), jakież to prawa mogą stać za tym, co pozornie wydaje się bezwładne i przypadkowe.

 

 

Bardzo ciekawy był utwór Adriana Foltyna Overfitting I na altówkę elektroniczną, live electronics, urządzenie Emotiv sterujące wizualizacją oraz 8-kanałową projekcja dźwięku (2017). Nie byłbym sobą, gdybym nie ucieszył się widząc urządzenie Emotiv. Emotiv jest to technologia brain – computer interface (BCI) oparta na elektroencefalografii (EEG). Dzięki niej, po odpowiednim treningu, można samym mózgiem wpływać na różne interfejsy elekroniczne. Można malować, przesuwać kursor, budować na bieżąco coraz bardziej złożone interakcje na linii „mózg – działanie – odpowiedź mózgu na wizualizację działania (czy inny jego efekt) – nowe działanie – nowa odpowiedź mózgu itd.”. Można to robić świadomie, a można dać się ponieść swobodnej żegludze, którą wspiera program.

Nie wiem, jak dokładnie Overfitting I łączył tę technologię z innymi elementami tego muzycznego laboratorium. Na ekranie pojawiały się nuty, czasem zmieniające się w kilka wersji, zanim przyjęły wersję ostatecznego zapisu. Altówka i elektronika stworzyły bardzo bogatą strukturę o dość klasycznym przebiegu przekształceń, wariacji. Bardzo mi się to podobało, nie mogłem też oderwać oczu od Adriana Fołtyna mającego na głowie to wspaniałe urządzenie (które, przechodząc obok mnie, nazwał „gustowną czapeczką”).

 

 

Elektronikę podczas koncertu obsługiwali, kontrolowali, grali na niej także – Jacek Sotomski, Piotr Bednarczyk, Adam Porębski, Mateusz Ryczek, Dariusz Jackowski. Dodam tu przy okazji, że altówka Zalecha wyglądała jak zupełnie normalna altówka. Jej ulektronicznienie zostało dokonane za pomocą różnych sensorów podczepianych do niej lub będących w pobliżu niej. Tu dla odmiany daję zdjęcie opracowanych przez Shankara podwójnych skrzypiec elektronicznych. Jak widać różne są drogi łączenia tradycji, jaką jest brzmienie instrumentu smyczkowego, z tym co nowe. Również technika Zalecha pozostawiła jednak pewną esencję dźwięku altówki, skupiając się jednak nie na tym, co służy budowaniu melodii, ale na tym, co w altówce jest jęczące, niepewne, stawiając ją często w cieniu skrzypiec.

 

 

Utwory Mateusza Ryczka Hommage à Carl Czerny na altówkę i komputer (2017), Piotra Bednarczyka Już? Nie… (2017), Adama Porębskegoi AntiBuzz na altówkę i komputer (2017)  również były bardzo ciekawe. Tu już dominowała sama altówka wzbogacona o elektronikę. Carl Czerny był (i jest) guru ćwiczeń pianistycznych w muzyce, co dość niesprawiedliwe, gdyż tworzył on dwieście lat temu wspaniałą muzykę. Nawiązanie Mateusza Ryczka do owych ćwiczeń było proste, ale też wyrafinowane, zabawne, ale i nie pozbawione głębi. Wyszedł z tego piękny utwór. Już? Nie… Piotra Bednarczyka znów było trochę niepokojące, tajemnicze, co chyba wielu osobom musi nasuwać sama natura brzmienia altówki, również tej elektronicznej. AniBuzz Porębskiego był z kolei najbardziej chyba noisowy, co było wartościowe, gdyż eksplorował on może najbardziej starannie możliwości brzmienia elektronicznej altówki z techniką gry opracowaną przez Zalecha.

Nie spodobał mi się natomiast utwór Jacka Sotomskiego Alternatywna Muzyka na altówkę, komputer i wideo (2017). Miał być celowo alternatywny, więc muzyk – wykonawca musiał czasem skakać w powietrze z wyciągniętą ręką w jakimś niemal faszystowskim geście, czy postawić altówkę na stole i piłować ją smyczkiem, co może fajnie wyglądało, ale nie przynosiło niczego wielkiego i nowego jeśli chodzi o brzmienie. Najbardziej zirytowała mnie jednak prezentacja graficzna. Bez niej (i bez całego teatrzyku) muzyka mogłaby być całkiem, całkiem. Grafika/animacja była dozwolona od lat 18, gdyż było w niej trochę porno (ale w sumie bez nagości). Składała się z jakichś niedbale posklejanych i pozmienianych najprymitywniej jak się da zdjęć i filmików, gdzie przerażenie przemocą (jakiś nazizm) łączyło się z przerażeniem rynkiem erotycznym. Tymczasem w roku 2017, nawet jak ktoś rzuci komputerem o ścianę i włączy mu się przypadkiem jakiś program graficzny, nie wyjdą mu siermiężne grafiki jakie były prezentowane w „Muzyce Alternatywnej”. Tak było w latach 80ych, może 90ych, czyli w wiosennych dniach powszechnego posiadania komputerów. No może jeszcze w pierwszych latach XXI wieku (przynajmniej ja wtedy jeszcze tworzyłem siermiężne grafiki, ale już prawie tego nie pamiętam). Więc po co z takim namaszczeniem wracać do tego okresu? Nie lepiej zawiesić na ścianie jakiś zardzewiały miecz wygrzebany spod Grunwaldu i udawać, że jest się minesangerem? A takie łączenie seksu z przemocą? Moim zdaniem nieco oszukańcze i niesprawiedliwe, gdyż żyjemy w XXI wieku, gdzie gwiazdy porno są pełnoprawnymi artystkami wśród elit Paryża, zaś ich praca nie ma nic wspólnego z żadnym nazizmem, który rzeczywiście jest odrażający, oczywiście, że tak. A może to miał być żart? To chyba jednak nie z naszych czasów.  

Reasumując – wspaniały koncert, poza utworem Jacka Sotomskiego, dla którego mogę być niesprawiedliwy, gdyż może w kontekście tego, nad czym jako twórca pracuje miało to większy sens. Publiczność Sotomskim była dość podniecona, ja nie. Największe brawa zgarnął sam altowiolista w swoim dziele, również dzięki znakomitemu wykonawstwu Zalecha. Przypomniało mi to trochę efekty współpracy Duchnowskiego z Zubel, ale było mi jeszcze trochę bliższe, gdyż bardziej noisowe i atonalne.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *