Znaczenie religii w kreowaniu wielkich imperiów (Chrześcijaństwo. Oczami osoby wierzącej)

 

 

Na pewno temat wałkowany był na Racjonaliście wielokrotnie, a także wszędzie tam gdzie taka tematyka oscylująca wokół tej problematyki była ważna, czy też będąca w centrum zainteresowania piszących. Zainspirowały mnie takie ciekawe fragmenty z komentarzy do artykułu o Islamie i Bizancjum. Oczywiście, że bardzo wybiórczo je przedstawię, za co przepraszam, ale wydaje mi się, że sens jest zachowany.

 

Zamiast wstępu.

 

Pan Jarek Dobrzański

Religia wbrew pozorom myślę odgrywała mniejsze znaczenie,(…)

 

Moja odpowiedź:

Co do znaczenia religii. To moje zdanie i jak klasyk mówił, zgadzam się z nim hehe…

Religia nawet traktowana bardzo instrumentalnie jako narzędzie władzy spajające dany twór państwowy, czy polityczny, była bardzo ważna. Mam na myśli jej wymiar duchowy, psychologiczny, irracjonalny jakby powiedział ktoś, kto stawia Jezusa obok elfów ze Śródziemia. Do czego zmierzam, że w imię danej religii i wiary[M2] w jej kanony ludzie popełniali i czynili takie działania, o których można by rzec że są bardzo głupie, bardzo złe i niemające wytłumaczenia racjonalnego.

Ot choćby taka sprawa, co do dziś spędza sen z powiek wielu historykom i teologom- spalenie Biblioteki Aleksandryjskiej. Toż komu ona przeszkadzała? Tym bardziej, że chrześcijaństwo pełnymi garściami zżynało od starożytnego dorobku filozofów wszelkiej maści i teoretyków różnych nauk. Arystoteles, Platon, neoplatonicy , stoicy itp.…

Wiadomo, że w różnym czasie to się odbywało i nawet sami zainteresowani nie wiedzieli, (mam na myśli teologów i wierzących, co wspomagali pierwotny Kościół), że tłumaczą sobie naukę Jezusa, korzystając z nauk „zakazanych i niechcianych”.

 

Pan Andrzej Bogusławski

Wojna, przemoc, pogrom to hasła, które pozornie jakoś nijak się mają do terminu „religia”, częstokroć nawet odbierane są jako wyrazy antonimiczne, lecz Karen Armstrong rozwiewa wątpliwości odnośnie do powiązań między powyższym związkiem. Jak się okazuje – to główna teza „Pól krwi” – u podstawy większości większych wierzeń leży terror, wyzysk i przemoc, aczkolwiek badaczka daleka jest od tego, aby samą religię nazywać złą i destruktywną. Winni zaś wszystkim negatywnym sprawunkom są naturalnie wyznawcy, a właściwie ich religijni przywódcy i, nierzadko ich prywatne interesy.”

 

Moja odpowiedź:

Praktycznie nie ma ideologii czy idei, co w swoich teoretycznych zasadach mają pozytywne i nieczyniące zła podstawy, a w praktyce nie zostały wykrzywione przez działania swoich przywódców.

 

Tyle tytułem wstępu wziętego z komentarzy do jednego z artykułów mego autorstwa. Napisane tutaj z myślą, by się zastanowić na kwestię taką, jak daleko człowiek już posunął się w tłumaczeniu wszystkiego, co go otacza? Nie chodzi mi by epatować się cytatologią jaka przyjdzie na myśl, czy też zostanie wysupłana z pamięci ludzkiej wiedzy.

Niby zwycięstwo wyznawców religii monoteistycznej, która rezygnuje z ofiarnictwa bałwochwalczego, wprzęgając platońską i arystotelesowską wykładnię, wygrywając walkę z czcicielami przedmiotów kultu itp. Powinno dać- stop- wszelkim przejawom irracjonalnym krzywdzącym działania[M3] ludzi.

Ot taki tekst czytany podczas odpowiednich chwil podczas nabożeństw czy celebracji mszy świętej, jak go bez egzegetycznego zadęcia przeczytać, to tutaj pozwolę sobie na coś takiego: hihihi panowie urzędnicy z państwa, o ładnej nazwie Watykan.

 

To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM – ku chwale Boga Ojca.”(Flp 2, 1-11)

 

Żeby tak Frondą za mocno nie zapachniało, to muszę wspomnieć o Abrahamie, który czyniąc według woli Boga, chciał swego syna w ofierze złożyć, a tutaj zaskoczenie, zwrot kulturowy o 180 stopni. Ofiara z owcy miała sygnalizować, że zakończył się etap, kiedy dla przebłagania Boga, z jego woli czyniło się ofiarę z ludzi…

Jakbym o tym nie wspomniał, dla mnie nie miałoby to sensu, gdyż cały czas mam na uwadze rolę religii, ale u jej ludzkich zachowań, co skuwało swoistym spoidłem dane społeczności.

Jak mogło to wyglądać, nie uciekając się do wizji rodem z pani Marii Valtori? Zakładam, że dyskutując o czymś, mamy o tym jakieś pojęcie. Ja cały czas się uczę, ale jakby ktoś nie wiedział, to opis biblijny czasów Jezusa i jego śmierci jest dosyć łagodnie pokazany.

Ja pozwolę sobie na taką dygresję, by sobie także jedną rzecz uzmysłowić.

 

Tak mogło być

 

Rozgrzane powietrze wciskało się wszędzie – do uszu, oczu – wywołując swędzenie i pieczenie. Pot ściekał pod pachami, tworząc duże tłuste plamy. Co najgorsze do południa jeszcze zostało kilka godzin.

Człowiek rozejrzał się wokół…Trzeba przerwać ten koszmar. Twarze w Niego wpatrzone nic nie rozumiały. Nic. Znał ich wszystkich od dnia narodzin. Przyglądał się jak rośli, karmiąc się tym, co im pakowali do głów uczeni i im podobni. Trzeba to przerwać….

 

Trzy lata później

 

Nastał zmierzch. Powoli wszyscy zapadali w sen. I tylko ptaki wiedziały, czemu zapadła taka głucha cisza. Skończyły swój wrzaskliwy trel. Z właściwą sobie obojętnością spoglądały na grupkę ludzi, którzy zawijali w płótno zakrwawione ciało człowieka. Niedawno zmarłego na krzyżu, szybciej niż to zazwyczaj się dzieje. Następnie cichy orszak oddalił się w pośpiechu. Ten człowiek, którego przed ukrzyżowaniem odprowadzały nienawistne tłumy, był dla nich zagadką. Kim był?

Jeszcze pamiętały jego wychudzoną i zakrzepłą we krwi twarz. Ile złości i gniewu miotały ludzkie spojrzenia na Niego obarczonego ciężarem krzyża. Wydawało się, że jego uśmierceniem są wszyscy zainteresowani.

Jakiś czas potem

Kamień był ogromny. Spocone twarze od wysiłku, nabrzmiałe z wysilenia. W końcu zadowoleni stanęli. Wejście do grobowca zostało zasłonięte. Pozostali tylko rzymscy żołnierze znudzeni, spacerujący wokół grobu.

Zagadka

Nikt tego nie zauważył. Żaden historyk nie opisał ani malarz farbami nie utrwalił na płótnie i nawet ptaki krążące na nieboskłonie nie spostrzegły kiedy to się stało. Straże niczego nie zauważyły, bo spały głębokim snem. A więc to wszystko prawda. Teraz ludzie widząc pusty grób i napotykając go zmartwychwstałego przejrzą na oczy i świat stanie się lepszy i inny.

 

***

 

Jako osobie wierzącej w Jezusa z Nazaretu, ciężko jest racjonalnie wytłumaczyć, co ukuło się w głowach jego uczniów. Abstrahując od tego, czy był synem bożym czy Mesjaszem, na przyjście którego czekały od setek lat Mojżeszowi wyznawcy czy może był Nauczycielem z nadania wspólnoty esseńczyków czy zwykłym cieślą, którego szlag trafiał jak widział, to co i współcześnie drążyło hierarchów instytucji kościelnych, że mają za nic ustanawiano przez siebie prawa i nakazy. I wziął sprawy w swoje ręce.

By być dobrze zrozumianym, mam na myśli wszystkie chrześcijańskie kościoły, łącznie też z tymi religiami, gdzie ze swoich filozofów i myślicieli uczynili bożych awatarów , ale tutaj myślę pan Jacek Tabisz więcej mógłby powiedzieć. Ja nie uzurpuję sobie prawa do wypowiadania się na tematy hinduizmu czy buddyzmu, bo to nie jest tematem mojej dygresji spisanej pod wpływem ciekawych spostrzeżeń komentujących.

I jak wytłumaczyć racjonalnie, co mamy na przestrzeni wieków? Gdzie jest sens i logika przyjmując, że uczniowie przyjęli do wiadomości, że zmartwychwstanie jest faktem dokonanym? I tutaj zaczyna się to, co zawsze napawa mnie swoistym zadziwieniem – co tam nauka Jezusa, zmartwychwstał czy nie, ale miał władzę nad tłumem, a jakby nie patrzeć w udziale przypadło nam, że jesteśmy jego uczniami.

Ja bym jednak poszukał odpowiedzi gdzie indziej. Kiedyś wyciągnąłem takie argumenty, że mój adwersarz się zdziwił, jakoby katolik wierzący i praktykujący, który jak sam mówił, dał sobie spokój z tym wszystkim, czyli liczyłem o naiwności, że nawet negując coś ma o tym przysłowiowe zielone pojęcie.

Sławetna ‘jebitna’ ( osobiście nie znam tak obraźliwego określenia na to, co z nauką Jezusa uczyniono, zresztą nie tylko jego słowa, ale innych co zmieniali świat swoimi poglądami padło ofiarą lizustwa) tradycja, wymieniona w imię przypodobania się tym, którzy mieli ją „niby z boskiego” nakazu przyjąć w Tradycję. Wyróżnienie nie jest niczym nowym, choć zdaje sobie sprawę z tego, że to jest znane, ale jak coś jest znane często umyka uwadze.

 

Tradycja Piotrowa:

Po wizji przedstawionej w Dziejach Apostolskich Piotr poparł Pawła i Barnabę. Odechciało mu się już wzorem starozakonnych obrzezania i zmiany w jadłospisach na rozróżnianie koszerne i nie koszerne. Do tego dochodzi[M8], w wyniku ciekawego zamysłu egzegetów w swojej logicznej paraboli, ustanowienie Piotra następcą, namiestnikiem, skałą na podwalinach, której będzie trwać jego posłannictwo i tak wyszedł z tego Rzym…

Tradycja Pawłowa:

 

Jako wierzący w Jezusa z Nazaretu mam bardzo mieszane odczucia do tej postaci. Na ile można racjonalnie do niej podejść, to wychodzi mi niezbyt ciekawa historia. Trzeba cały czas pamiętać, że temat jest o roli religii w tworzeniu imperiów i tutaj zachodzi ciekawy proces. Na tyle dziwny, że co niektórzy badacze mówią, że to właśnie obywatel rzymski, żyd uczony, stworzył religię chrześcijańską.

Paweł z Tarsu dał wolną ręką, wykorzystując słowa Jezusa, ludziom chcącym pełnić posługę kapłańską. Dopuszcza stan małżeński, wychodząc z założenia, że to nie jest nic złego, a można jeszcze dawać dobry przykład wiary prawdziwej w takim stadle;)

Tradycja Andrzejowa:

Ciekawa sprawa, że apologeci zajęci pitoleniem o wyższości zaimka w wołaczu do Jedynego Boga zapominają o kimś, który może i bardziej zaważył na losach znaczenia religii w tworzeniu się imperiów czy też, jak pokazałem w poprzednim chronologicznie tekście, rozwalającym niczym trotyl z opóźnionym lontem, co w najmniej sprzyjających warunkach się zapali i odpali ładunek.

Na jego działalność powołują się kościoły koptyjskie i prawosławne, które mimo nawały muzułmańskiej do dziś trwają często w okrojonej już liczbie wyznawców, ale kultywują tradycję swojego, jak twierdzą założyciela.

Wymieniłbym jeszcze tradycję esseńczyków, która moim zdaniem miała wpływ na dualistyczne postrzeganie świata przez, pierwszych i nie tylko na początku naszej ery, gnostyckich myślicieli, co dawało, w myśl kanonów zinstytucjowanych Kościołów, pokłosie w herezjach i apostazjach różnorakich.

 

***

Musiałem wspomnieć o tych czterech tradycjach, które istniały już od czasów Jezusa Nazarejczyka, a po jego ukrzyżowaniu rozeszły się swoimi drogami w momencie kształtowania się ich tożsamości ideowej. Ten wspomniany przez ewangelistów jakby tracił prawo do głosu.

Daleki jestem od twierdzenia naszego Polaka papieża, że wschód i zachód chrześcijaństwa są jak dwa płuca jednego organizmu, które oddzieliły się od siebie. Czyli tradycja, powiedzmy bizantyjska i zachodnio- łacińska…

"Europa jest chrześcijańska w swoich korzeniach. Dwie formy wielkiej tradycji Kościoła – zachodnia i wschodnia, dwie formy kultury uzupełniają się wzajemnie jakby dwa „płuca” w jednym organizmie. Taka jest wymowa przeszłości. Takie dziedzictwo ludów żyjących na naszym kontynencie (…) W różnych kulturach europejskich narodów, czy to na Wschodzie, czy na Zachodzie, w ich muzyce, literaturze, w sztukach figuratywnych i architekturze, a także w systemach myślenia płynie wspólna limfa zaczerpnięta z jednego źródła."

Jak widać tak prosto i łatwo nie było od samego początku.

Czyli jak się ma „moc” religii w tworzeniu się imperiów i ich kreowaniu? Jeżeli u podstaw danej organizacji, wspólnoty wierzących w coś lub kogoś, są rozbieżności, to jest kwestią czasu w zależności od innych spajających dany organizm państwowy spoiw, kiedy to runie.

Takim ciekawym przypadkiem jest Cesarstwo wschodnio rzymskie, znane już lepiej, choć jakby się zastanowić może i słusznie, jako Cesarstwem Bizantyjskim. Religia dała im siłę, by czuć się kontynuatorami „prawdziwych rzymian”, a zarazem rak prywatnych interpretacji tak nadszarpnął gmach tego skądinąd pięknego w swojej zjawiskowości państwowego tworu, że dziś mamy tylko wspomnienia o czymś , co potrafiło kreować ówczesną wtedy rzeczywistość…

O autorze wpisu:

2 Odpowiedzi na “Znaczenie religii w kreowaniu wielkich imperiów (Chrześcijaństwo. Oczami osoby wierzącej)”

  1. Mój komentarz był jednak osadzony w sytuacyjnym kontekście tamtego tekstu o Bizancjum i tutaj raczej traci sens. Z tym też związany był pomysł na imperium jako produkt, bo głównym wątkiem są w tamtym tekście arabscy chrześcijanie, którzy woleli władzę islamską niż Konstantynopol. Koptowie i Nestorianie wybrali imperium scalone religijną flagą ale ich motywy to niższe podatki i większa tolerancja ze strony islamu dla ich własnej religii. Więc ta 'waga i istotność' religii, mimo że nominalnie nie można się tu od niej opędzić, jest dość pokrętna. To 'wbrew pozorom miała mniejsze znaczenie' to też pewien konkretny kontekst: w wielu rozmowach na temat islamu padają opinie, że motywacją wczesnych podbojów arabskich był religijny nakaz świętej wojny. Istotą świętej wojny jest szerzenie religii, a tymczasem arabowie nie palili się do nawracania, woleli narzucić podatek bo to się bardziej opłacało – bycie muzułmanem było przywilejem, a do tego ich imperia (bo osmańskie również) były bardziej tolerancyjne religijnie niż inne współczesne im twory.

    1. .Zgadzam się w 100% z Pana komentarzem, choć jak dla mnie, mimo zmiany kontekstu, bardzo ciekawe spostrzeżenie, bo jak sam pan zauważył na naszych oczach historia pokazuje pewien wymiar islamu, choć może być też, tak, że dawni muzułmanie byli tolerancyjni z musu, bo stanowili mniejszość w warstwie ludności na początku zdobytych przecież ogromnych i czasami bardzo ludnych terenów? Moim zdaniem wszystkie zinstytucjonalizowane religie, baaa…nawet ideie nie mające nic wspólnego z nadprzyrodzonością wpadają w sidła własnego mniemania o swoim znaczeniu dla "losów świata", Jak ważna była wiara, czy religia dla danych imperiów, to tylko gwoli ciekawości zapytam, bo sam mam mieszane odczucia, los Czyngis- chanowego imperium i potem dzieło jego wnuka Kubilaj chana? Jak się "ładnie" rozpadło, a co je scalało, a potem wręcz "załatwiło"? W sumie, to co teraz napisałem,to zapewne pan wie, ciekaw jestem czy na Racjonaliście ktoś to poruszał? Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

jedenaście − siedem =